wtorek, 22 grudnia 2009

Kolejki jak w mięsnym, ludzie nawet nie udają, że są w świątecznym nastroju, tylko patrzą jak szybko i bezboleśnie opuścić sklepy. A tam tkwi się po kilka godzin... Ja z obolałym kręgosłupem i nieskrywanym niezadowoleniem, że zostałam wrobiona w "prezentację", rozglądałam się za panem z dzieckiem, za panią co bierze coś i odkłada po 5 razy, za blondynką z pięknymi ustami... tak dla zabicia czasu i porównania ludzi. Wszyscy jakieś świeczki, Mikołaje, mydełka noszą i tak jak ja rozglądają się, myślą, i tupią zniecierpliwieni. Słucham dialogu chłopaków stojących za mną:
- Wszystko już masz? Jesteśmy prawie przy kasie?
- Wszystko.
- Może potrzebujesz czegoś jeszcze? Bo wiesz, jak się wraca do domu, to się zawsze okazuje, że czegoś zabrakło.
- Mam wszystko, dostałem wyraźny rozkaz co kupić.
- A kartkę odwróciłeś?;)
Na to ja się odwróciłam, bo mi się śmiać zachciało... Patrzę Handy. Lata go nie widziałam:) Jednak jest coś magicznego w powietrzu:) Nawet takie stanie w kolejce i tupanie w miejscu nie musi być nudne, panowie coś o tym wiedzą. Żarty, żarciki, ktoś dzwoni do kumpla krzycząc na cały sklep: Hoł, hoł, hoł! Co u ciebie prezesie? Pan inteligent radzi się czy zielone czy czerwone te talerze wziąć i przy kasie i tak zmienia zdanie:) Pan z wózkiem wariuje i mówi, że gdyby on się tak posuwał jak ta kolejka...:) A panie raczej grzecznie, spokojne, pewnie już myślą co do barszczu dodać:)

sobota, 19 grudnia 2009

Nawet najbardziej zagilone, kapryszące, wrzeszczące i zaświnine kaszką jesteście cudne! Wybaczam wszystko, bo mnie choroba też męczy. Zarezerwowałyście tydzień mojego urlopowego czasu na zmęczenie moich rąk noszeniem, kołysaniem, na pełzanie razem z Wami po podłodze, malowanie Mikołajów... Dla rewanżu małe lachony będą zajmować się chorą Paulą:)

piątek, 11 grudnia 2009

Jestem zmuszona zamieścić sprostowanie (bo przecież nie przeprosiny:) odnośnie do tajemniczych "Kosmicznych traw". Na moje nieszczęście okazało się, że podejrzenia, jakoby ich istnienie było wymysłem i tworem bujnej wyobraźni - nie sprawdziły się. Dowodem jest płyta z 89 r. aktualnie składowana razem z Calineczką, Piotrusiem Panem, Natalią, Dandai... Poległam, ale nie przeproszę, bo oczy to ja mam niebieskie!

Właśnie namiętnie studiuję przechwyconą książeczkę (jakiś dodatek do Przyjaciółki z 87 r.)pod tytułem "Być mężczyzną" - takie pisemko z jajem. Wyłapuję co ciekawsze fragmenty i dokonuję porównania w zakresie zmian jakie zaszły na przełomie tych 20 lat:) Boskie, tylko coś mnie zaniepokoiło. Jest tam napisane, że "w doświadczeniu młodych mężczyzn jest wiele takich zachowań, które oceniają oni po latach jako głupie czy szczeniackie, ale uznają, że były konieczne, aby zaadaptować się w środowisku kolegów i zostać przez nich zaakceptowanym." No i racja. A teraz pytanie: Czy ja znowu widziałam dupę Kuby?!:) ...
Na szczęście zakazane mordy (z których jedna ze mną zasypia, a druga mnie budzi) nie są głupie. Ta zapchlona już została przeszkolona, zna moje potrzeby i została zaakceptowana, a doradcy w sprawach damsko-męskich niech czytają "Wysokie Obcasy" Tak profilaktycznie:)

wtorek, 8 grudnia 2009

Nowy lokator, przyjaciel McCabe'a - zapchlona miłość. Dziękować, że nie został w Warszawie. On tylko tak na chwilkę był ważniejszy, poza tym ja nie widzę jak śpię:)
Na urlopie (bo przecież nie bezrobociu...) człowiek odespał ile mógł i nacieszył się Bieluniami, Bonusami, Ciechanami i wszystkimi zapewnionymi rozrywkami. Cudnie, tylko w odwzajemnieniu rozrywki my nie będziemy już tak hojni, chyba, że ktoś lubi stare bajki i muzykę puszczaną z winyla:) Cudo! Piwnica przeszperana i tajemniczych "Kosmicznych traw" nie ma (ale tego się wszyscy spodziewali... bujna wyobraźnia:)Za to przytargaliśmy Mannamy, Republiki, Hendrixa, Kombi... i jest szał. Poza tym czekoladki są do zrobienia i Anioł do obejrzenia:) Książek, książeczek, filmów, muzyków... Dzieciństwo, tylko nie moje:( Z mojego został Puszek, Jesienny Zwierz, kilka kaset Roxette, prosiak, żółty pies na sznurku (ale on był chyba Mili), Klausy, Brzechwy... Większość wyemigrowała i nie wiem czy żyje.

środa, 25 listopada 2009

Wielkomiejskie Wilki korzystają z solarium, zakupów w Dojczlandzie i premii od samego przystojnego, a małomiasteczkowy Grzyb kończy na: jeśli chodzi o opalanie, to ostatnie co mu się udało w tym temacie, to dwukrotnie przypalić garnek, z zakupów wraca z macą, albo twarożkiem do kanapek, a premia i przystojny "nadwładny" to temat, który się nawet nie zaczął.
Ale za to człowiekowi żyjącemu w małym mieście przysługują bonusy w postaci wypadu do lasu, do domku na prerii (który częściej kojarzy mi się już z przeglądem filmów i przysypianiem, niż z sielankowym wypoczynkiem i miłym do bólu robieniem niczego). Ponadto człowiek ma czas i ochotę zrobić szarlotkę, co nieporadna siostra "CiastkoZPudełka" nazywa prawie cudem i robi minę niezmiernie zdziwionej, że młodsze to, a wie co z czym i do czego.
Czasem te bonusy, to mało i zaczyna brakować rozrywki, ale obietnica złożona Aniom-Borysom chyba coś zmieni i też przez chwilę będziemy wielkomiejscy:)

niedziela, 8 listopada 2009


Lazy day w ogniskiem w tle.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nadinterpretacja hasła: równouprawnienie. Zostałam wykorzystana do sprzątania samochodu, targania gałęzi, zbierania (a raczej łapania)jabłek i jeszcze usłyszałam, że kiełbasa nie taka, bo sama wybierałam... Tak się docenia kobiety. Jednak obcokrajowcom (czyt. Niemcom) ciężko się dogadać z Polką. Albo będę bardziej męska, jak wtedy, kiedy biegałam z bronią i komandosowałam na poligonie, albo zastrajkuję i na prawdę zacznę leżeć i pachnieć. Chyba konsekwencje pisania prawdy będą spore, bo to już miałam zapowiedziane, ale liczę, że będę miała wsparcie u Kai. W końcu nie pozwala mnie bić:)
Swoją drogą, wsi spokojna, wsi wesoła. Niedziela w Połchowie, tysiąc razy lepsza niż te w dużych miastach. Nawet kiedy nie ma pogody. Jest wyngiel, są fylmy i mylony:)
A w mieście - kiedy zimo i pada wszyscy namiętnie spacerują po galeriach. I to jest odpoczynek...

środa, 4 listopada 2009


Tak się pracuje tu na zachodzie.
Pod nieobecność kierownika (szefowej, Dr. Queen) mamy w rodzinnym high life:) Gości wręcz wielbicieli, kawki, herbatki... a moje alkoholiki leżą. Sie zrobi. Kuratela wzdycha, bo wypuścili spec agentkę.

czwartek, 29 października 2009

Ogólnie (jak nie mam problemów z brzuchem i taty na wygnaniu), to cieszę się pierdołami. Nowożeństwem, twarożkiem, pachnącym Pawła pokojem, basenem, nalepkami na komputer, czekoladą, której od tygodnia nie ruszyłam... Po paskudnie ciężkim tygodniu i chwilowym rozpieprzeniu, znowu wariuję:) Dziękować, że nie było marudzenia na moje płacze i bóle. I że Limo miał na kogo liczyć.
A jeśli wrócić do tematu herbat... Renat i Sajmon okrzyknęli mnie narkomanką, a moją yerba mate, nazwali korba mate. Czyli, że działa jak należy:) Polecam, tylko nie w takich proporcjach, w jakich piją chłopcy. Nawet po niewielkiej ilości można grać sądowymi aktami w wojnę na kasę.

czwartek, 15 października 2009


To ten dzieciak? Mały. Ale to nic. Tak go wykarmię, że w tydzień urośnie ze 20%. I nauczę go pisać. Zobaczy pan. :)

Serce mi jeszcze nie wysiadło, może powoli wysiada... Jakiś eksperyment powinnam poprowadzić i sprawdzić naukowo ile miesięcy (dni, godzin) życia zostaje człowiekowi, który śpi po 5 godzin na dobę, pracuje 8, jest wzorową kurą domową i jeszcze ma czas dla siebie. Co prawda marudzenie się zdarza, ale się staram. Najważniejsze, to mieć z kim porządnie zjeść i pokomandosować:) Jeszcze przydałaby się mama do oceny pewnego tyłka, ale sądzę, że po niej mam dobre oko... Tylko co zrobić z kimś, kto nie pije herbaty? Nawet takiej z rumem, albo finlandią. Ci Niemcy... :)
Nawet Sajmon nauczył się pić kawę i na "papieroska" wychodzi. (ale to kumpel Sarkozyego i Predatora...)

Deszcze niespokojne, potargały sad, a my na tej wojnie, ładnych parę lat...

Cholera za 10 minut 2...Widzę, że mój blogowy zegarek działa jak mój biologiczny, dziwacznie.

poniedziałek, 7 września 2009


Miał być rudy? Yyy... no miał być, ale zamiast jak Ola, wyglądam jak Marysia:) Może jeśli przekonam się do pająków i będę wódkę popijać wódką... Jak miło trafić na swojego i dowiedzieć się, że to rodzina:)
Papiery ogarnięte, papierosy śmierdzą, wolne już mi nie grozi, brzuch się wygładzi, bo szykują się ostre ćwiczenia... Ał, oł, aj... już boli, ale twarda będę.

wtorek, 25 sierpnia 2009

No i się posrało.
Papieroski się skończyły,
Sterta dokumentów zalega pod nogami,
Zdjęcia się przewalają,
Szkoła leży,
Brzuch rośnie,
Szykuję się rudy...
I może jakiś urlop, tym razem chyba dłuższy:(
Herbaty dzisiaj nie będzie,
Mocna kawa z rana i lecę z kredkami:)

wtorek, 7 lipca 2009

Cholerni Amerykańcy! Pieprzona komercha! Internetowa loteria i tresowane zwierzęta. "I'm bad"... The end.

niedziela, 14 czerwca 2009


Internet mi odrobinkę ruszył, bo skorzystałam z rad pewnego wytatuowanego pana i przeniosłam swój bajzel na balkon:) "Śniadanie na trawie", dzbaneczek herbaty z wiśniami w rumie, komp na kolankach, slońce grzejące w brzuch i... nadrabiam zaległości!
Tak po prawdzie, to ostatnio był "dzień, zwykły dzień, deszcz na twarzy" (a nawet dni), więc poza drobnym ukruszeniem zęba, jak twierdzi Paweł - po pijaku, pysznym jedzeniem w Moby Dicku i ciągłą walką z internetem nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Bo regułą jest, że jeśli ma się wydarzyć, to tylko wtedy kiedy Grzyb jest nieobecny! Wystarczyło wziąć kilka dni wolnego od ludzi i historia wypadku, ronda, moherów gotowa...
Dzisiaj cieszę się ze słońca, rowerka i herbaty. Jak dla mnie to i tak dużo. Mam nadzieję, że te kilka zdań, które znalazłam w archiwumm gg, to jakaś pomyłka. Inaczej rower nie będzie mnie już cieszył...
Opalam brzuch.

sobota, 2 maja 2009

Serbów i Albańczyków mam na głowie, dlatego takie puchy w Herbatkowie. Normalnie całe Kosowo mi się zwaliło na łeb... Jak tylko ich pogonię i wyniosą się do Slobodana, to ruszę na nowo.
Póki co polecam herbatkę białą, liściastą - tak na wieczór.

wtorek, 10 marca 2009


Prawomocnym wyrokiem Sądu Rejonowego w Kamieniu Pom. odebrano mi dozór kuratora (a nawet kilku):( Jak to mówi kurator Pircia: "To porządny człowiek, tylko ludzie są ch..owe". Już się człowiekowi wydawało, że jest na właściwym miejscu, wtedy te ludzie (kung-fu kilersi) namieszały (jak TVP1) i pozbawiły go "Kow"-ów, "Doz"-ów, artykułów, paragrafów, postanowień, wyroków itp. Szkoda. A sucho ma ta palma...;)

niedziela, 8 marca 2009

"Bo ciasto było za słone..." Obeszło się bez siniaków, chociaż miałam wrażenie, że za chwilę ta 'rodzina' stanie się patologiczna. Jedyny podejrzany o dosypanie soli do ciasta siedział bez nadzoru w kuchni pochłonięty lekturą (jak nigdy;)), a pytany o jego słony udział w produkcji ciasta odpowiadał dość irytująco, bo z uśmichem, typu: co mi zrobisz jak mnie złapiesz?... W końcu prawda wyszła na jaw, podejrzany został zwolniony z zarzutów i doczekał się przeprosin. No trudno, ciężko było przepraszać, ale czasami trzeba się ugiąć i działać zgodnie z przepisami prawa:( Zwłaszcza kiedy jest się panią sądnicą. Kolejne zebrane dowody(cukierniczko-solniczka)prowadzą nas do podejrzanego Jakuba G., którego działalność destrukcyjna znana jest nam nie od dzisiaj. Poza tym dotarliśmy do jego ukrytych w tapczanie materiałów konferencyjnych w postaci ok. 15 piw i możemy sądzić, że skoro bunkruje przed członkami instytutu rozmaite płyny, może też być zamieszany w "aferę cukrową". Jeśli uda nam się dowieść jego winy, skazany zostanie na poszukiwanie alternatywnego źródła wody dla archeologów już od kwietnia.

piątek, 6 marca 2009

"Zamiast do Lwowa, jedź do Połchowa" (chyba, że ci szkoła sponsoruje wyjazd...) Pół, ćwierć- bilboard, który rozsławia Połchowo i E.C.E. zawiśnie niedługo gdzieś, gdzie będzie można zachwycać się wspólną pracą twórczą panny Grzyb i pana Sołowie(w)a. Z badań przeprowadzonych 6.03.2009 r. w kawiarni "O Poranku" w Kamieniu Pomorskim wynika, że na rozwój pracy artystycznej młodych ludzi wpływają: gorąca herbata (tudzież bardzo słodka kawa), ciasto czekoladowe i drinki arbuzowe.
Natomiast jutrzejszy wstępny remoncik instytutu zwadzięczamy dotychczasowemu niedbalstwu (czyt. róbta co chceta, w Połchowie jesteśta) i odbywającym się tam imprezom bez nadzoru. Unigrunty, szpachle i będzie ładniej, ba! - piękniej! Jak się ekipa chińskich niewolników (Pawłów i Paulów, na stanie mamy ich w instytucie aż dwoje!)nie wykruszy, to do wiosny kalendarzowej postawimy dom na nogi, tzn. na fundamenty. A i żeby tradycji stało się za dość utopimy Joannę...

czwartek, 5 marca 2009


Paweły i Tomeki zabrali bezrobotnej (do wczoraj) jej jedyną pracę. Dorwali się do wełny, igieł... i co najgorsze - moich kapci i zaczęli filcowanie. Wzorowali się chyba na stylu i poradach Tomka Jacykowa, bo zaprojektowali ognisto-mikołajowe bambosze, które mają zrobić furorę w "Kamyku";) Żal nie sprawdzić... Talent panów nieoceniony!

poniedziałek, 2 marca 2009


Nieprzepisowe rozpoczęcie biegu przed sygnałem sędziego startowego, czyli falstart!!! Oszustwo i zdrada! Poszukiwacze diamentów wystawili swego druha i w piękny sobotni dzień ogołocili połchowskie ziemmie:( Ale jeszcze nie wykopali tego, co przeznaczone dla mnie... Co prawda nie wiem z jakim łupem oni wrócili, bo jedyne co ciekawego znalazłam w domu, to szyszki w garnku, z których powstać miał pachnący ekstrakt. Wygląda na to, że mogę okazać się lepszym Dżonsem i jeszcze zdążę odkryć zagubioną Atlantydę, właśnie na terenie Połchowa!
Ale zanim zaistnieję jako wybitny archeolog, zamierzam jako rasowa babeczka nauczyć się salsy, samby...wszystkiego, co tańczą na Kubie:) I uciekam stąd na fidelowską (trudno) plażę! Zastanawiam się tylko do kogo wystosować żądanie, żeby mi tu najpierw czystej krwi kubańskiej Hawiera ściągneli?;) Represent Cuba!!!

sobota, 28 lutego 2009

Tybetańska flaga zawisła! Posłaniec dowiózł i ustalił z zarządem instytutu, że bezpiecznym (bo suchym, ciepłym i czystym) miejscem dla niej będzie połchowski salonik, a dokładniej ściana między oknami. Tam będzie powiewać, rzucać lekki cień i czekać na wiosnę. Wtedy zostanie oficjalnie rozwieszona przed domem:) A ja w towarzystwie grabi, łopat, Jakubów i reszty chętnych wybiorę się na poszukiwanie diamentów, by wrócić z cenniejszymi - starymi butelkami;) Będziemy jak Indiany Dżonsy!:)
Co do realizacji zamierzonych planów, to chyba za łopaty weźmiemy się już niebawem, gdyż jak mówi stare beduińskie przysłowie: ostatni szczur czyni wiosnę (czy coś takiego), a ich jakby nie widać, nie słychać i nie czuć...

środa, 18 lutego 2009

Człowiek się marnuje, bo poza szablonami tatuaży dla M. nie namalował już nic długo, długo... Wiosny cholera brakuje! Połchowskiej, kamieńskiej, szczecińskiej...byle słońce było, bo ono chęci do pracy dodaje. Za pędzle!!! A póki co, z urzędem się trzeba rozliczyć i PITka jak co roku wypełnić. Chyba to zrobię w instytucie, bo skoro "nawalona jak ruski czołg" (Tomasz mimo, że nie pił sam widocznie nie kontaktował...:) sprawdziłam tyle tych szwabskich kartków, to może i rozliczenie mi wyjdzie?...W końcu pani Kretarka ze mnie.

piątek, 6 lutego 2009


Wytworne szczecińskie kawy i wyborne połchowskie herbaty... czyli skrót wiadomości z ostatnich wojaży. "Najpierwszy" zamieszczam komunikat o najeźdźcach i grabieżcach, którzy splądrowali ostatnimi czasy instytut. Z czego? A no z firanek!... Niech żałują ci, którzy zaniedbali wyjścia do teatru, a nie znaleźli się wtedy w Połchowie, bo takich darmowych, firankowych przebieranek i scen gejowskich zaręczyn nikt już nie obejrzy. Tomaszowy salon obnażony - teraz spod bramy dojrzysz butelkę sex afery;) Dziękować Jakubkowi, który nie pozwolił na półśrodki. Zabawa była.
A w wielkim mieście...sex... Nie, nie w tym domu:) Przepraszam M., ale jakoś mi te 2 tyg. utkwiły w pamięci:) Szczecin piękny jak nigdy, bo oglądany zza szyby samochodu, a nie brudnego tramwaju, czyli że się powodzi. I kawa jakby lepsza, bo z bitą śmietaną, i czasu jakby więcej, bo siostra się poświęca... Super i pycha!
Zdążysz wrócić i już się instytut odzywa:) Pocieszające, że nie mam czasu na powtórki "czegośtam", dłubanie w paznokciach i wieczne porządki. Lepiej (najlepiej) pogibać się z nowym prowadzącym "melodię" i rywalem, który wymiatał piosenki, ale wygrać dał lepszemu - nie każdy zna Los Trabantos:). I wreszcie - napić się zielonej jaśminowej herbatki. Panowie, branża rozrywkowa w instytucie rozkwita.

niedziela, 1 lutego 2009

W świątyni herbaty można było dzisiaj zasmakować nowinek skacząc z tematu na temat. Było o buddyzmie, uroczym szczurze, zabójczej łyżeczce cukru, ogródku warzywnym przy instytucie, Kole Anorektyczek, wiośnie w Połchowie... Same sprawy ważne i ważniejsze (bo jedyne, które w ostatnim pochorowanym czasie wywołują mój śmiech). Wszystko to w malowniczej scenerii świeżo rozwieszonego prania, przy 2 szklankach herbaty, której dzisiaj spragniona była nie tylko dusza, ale i ciało. Dziękować za towarzystwo, dziękować za bloga, zapraszać na jeszcze. Magiczna mate czeka.