niedziela, 8 listopada 2009


Lazy day w ogniskiem w tle.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nadinterpretacja hasła: równouprawnienie. Zostałam wykorzystana do sprzątania samochodu, targania gałęzi, zbierania (a raczej łapania)jabłek i jeszcze usłyszałam, że kiełbasa nie taka, bo sama wybierałam... Tak się docenia kobiety. Jednak obcokrajowcom (czyt. Niemcom) ciężko się dogadać z Polką. Albo będę bardziej męska, jak wtedy, kiedy biegałam z bronią i komandosowałam na poligonie, albo zastrajkuję i na prawdę zacznę leżeć i pachnieć. Chyba konsekwencje pisania prawdy będą spore, bo to już miałam zapowiedziane, ale liczę, że będę miała wsparcie u Kai. W końcu nie pozwala mnie bić:)
Swoją drogą, wsi spokojna, wsi wesoła. Niedziela w Połchowie, tysiąc razy lepsza niż te w dużych miastach. Nawet kiedy nie ma pogody. Jest wyngiel, są fylmy i mylony:)
A w mieście - kiedy zimo i pada wszyscy namiętnie spacerują po galeriach. I to jest odpoczynek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz