sobota, 28 lutego 2009

Tybetańska flaga zawisła! Posłaniec dowiózł i ustalił z zarządem instytutu, że bezpiecznym (bo suchym, ciepłym i czystym) miejscem dla niej będzie połchowski salonik, a dokładniej ściana między oknami. Tam będzie powiewać, rzucać lekki cień i czekać na wiosnę. Wtedy zostanie oficjalnie rozwieszona przed domem:) A ja w towarzystwie grabi, łopat, Jakubów i reszty chętnych wybiorę się na poszukiwanie diamentów, by wrócić z cenniejszymi - starymi butelkami;) Będziemy jak Indiany Dżonsy!:)
Co do realizacji zamierzonych planów, to chyba za łopaty weźmiemy się już niebawem, gdyż jak mówi stare beduińskie przysłowie: ostatni szczur czyni wiosnę (czy coś takiego), a ich jakby nie widać, nie słychać i nie czuć...

środa, 18 lutego 2009

Człowiek się marnuje, bo poza szablonami tatuaży dla M. nie namalował już nic długo, długo... Wiosny cholera brakuje! Połchowskiej, kamieńskiej, szczecińskiej...byle słońce było, bo ono chęci do pracy dodaje. Za pędzle!!! A póki co, z urzędem się trzeba rozliczyć i PITka jak co roku wypełnić. Chyba to zrobię w instytucie, bo skoro "nawalona jak ruski czołg" (Tomasz mimo, że nie pił sam widocznie nie kontaktował...:) sprawdziłam tyle tych szwabskich kartków, to może i rozliczenie mi wyjdzie?...W końcu pani Kretarka ze mnie.

piątek, 6 lutego 2009


Wytworne szczecińskie kawy i wyborne połchowskie herbaty... czyli skrót wiadomości z ostatnich wojaży. "Najpierwszy" zamieszczam komunikat o najeźdźcach i grabieżcach, którzy splądrowali ostatnimi czasy instytut. Z czego? A no z firanek!... Niech żałują ci, którzy zaniedbali wyjścia do teatru, a nie znaleźli się wtedy w Połchowie, bo takich darmowych, firankowych przebieranek i scen gejowskich zaręczyn nikt już nie obejrzy. Tomaszowy salon obnażony - teraz spod bramy dojrzysz butelkę sex afery;) Dziękować Jakubkowi, który nie pozwolił na półśrodki. Zabawa była.
A w wielkim mieście...sex... Nie, nie w tym domu:) Przepraszam M., ale jakoś mi te 2 tyg. utkwiły w pamięci:) Szczecin piękny jak nigdy, bo oglądany zza szyby samochodu, a nie brudnego tramwaju, czyli że się powodzi. I kawa jakby lepsza, bo z bitą śmietaną, i czasu jakby więcej, bo siostra się poświęca... Super i pycha!
Zdążysz wrócić i już się instytut odzywa:) Pocieszające, że nie mam czasu na powtórki "czegośtam", dłubanie w paznokciach i wieczne porządki. Lepiej (najlepiej) pogibać się z nowym prowadzącym "melodię" i rywalem, który wymiatał piosenki, ale wygrać dał lepszemu - nie każdy zna Los Trabantos:). I wreszcie - napić się zielonej jaśminowej herbatki. Panowie, branża rozrywkowa w instytucie rozkwita.

niedziela, 1 lutego 2009

W świątyni herbaty można było dzisiaj zasmakować nowinek skacząc z tematu na temat. Było o buddyzmie, uroczym szczurze, zabójczej łyżeczce cukru, ogródku warzywnym przy instytucie, Kole Anorektyczek, wiośnie w Połchowie... Same sprawy ważne i ważniejsze (bo jedyne, które w ostatnim pochorowanym czasie wywołują mój śmiech). Wszystko to w malowniczej scenerii świeżo rozwieszonego prania, przy 2 szklankach herbaty, której dzisiaj spragniona była nie tylko dusza, ale i ciało. Dziękować za towarzystwo, dziękować za bloga, zapraszać na jeszcze. Magiczna mate czeka.