czwartek, 29 października 2009

Ogólnie (jak nie mam problemów z brzuchem i taty na wygnaniu), to cieszę się pierdołami. Nowożeństwem, twarożkiem, pachnącym Pawła pokojem, basenem, nalepkami na komputer, czekoladą, której od tygodnia nie ruszyłam... Po paskudnie ciężkim tygodniu i chwilowym rozpieprzeniu, znowu wariuję:) Dziękować, że nie było marudzenia na moje płacze i bóle. I że Limo miał na kogo liczyć.
A jeśli wrócić do tematu herbat... Renat i Sajmon okrzyknęli mnie narkomanką, a moją yerba mate, nazwali korba mate. Czyli, że działa jak należy:) Polecam, tylko nie w takich proporcjach, w jakich piją chłopcy. Nawet po niewielkiej ilości można grać sądowymi aktami w wojnę na kasę.

czwartek, 15 października 2009


To ten dzieciak? Mały. Ale to nic. Tak go wykarmię, że w tydzień urośnie ze 20%. I nauczę go pisać. Zobaczy pan. :)

Serce mi jeszcze nie wysiadło, może powoli wysiada... Jakiś eksperyment powinnam poprowadzić i sprawdzić naukowo ile miesięcy (dni, godzin) życia zostaje człowiekowi, który śpi po 5 godzin na dobę, pracuje 8, jest wzorową kurą domową i jeszcze ma czas dla siebie. Co prawda marudzenie się zdarza, ale się staram. Najważniejsze, to mieć z kim porządnie zjeść i pokomandosować:) Jeszcze przydałaby się mama do oceny pewnego tyłka, ale sądzę, że po niej mam dobre oko... Tylko co zrobić z kimś, kto nie pije herbaty? Nawet takiej z rumem, albo finlandią. Ci Niemcy... :)
Nawet Sajmon nauczył się pić kawę i na "papieroska" wychodzi. (ale to kumpel Sarkozyego i Predatora...)

Deszcze niespokojne, potargały sad, a my na tej wojnie, ładnych parę lat...

Cholera za 10 minut 2...Widzę, że mój blogowy zegarek działa jak mój biologiczny, dziwacznie.