niedziela, 14 czerwca 2009


Internet mi odrobinkę ruszył, bo skorzystałam z rad pewnego wytatuowanego pana i przeniosłam swój bajzel na balkon:) "Śniadanie na trawie", dzbaneczek herbaty z wiśniami w rumie, komp na kolankach, slońce grzejące w brzuch i... nadrabiam zaległości!
Tak po prawdzie, to ostatnio był "dzień, zwykły dzień, deszcz na twarzy" (a nawet dni), więc poza drobnym ukruszeniem zęba, jak twierdzi Paweł - po pijaku, pysznym jedzeniem w Moby Dicku i ciągłą walką z internetem nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Bo regułą jest, że jeśli ma się wydarzyć, to tylko wtedy kiedy Grzyb jest nieobecny! Wystarczyło wziąć kilka dni wolnego od ludzi i historia wypadku, ronda, moherów gotowa...
Dzisiaj cieszę się ze słońca, rowerka i herbaty. Jak dla mnie to i tak dużo. Mam nadzieję, że te kilka zdań, które znalazłam w archiwumm gg, to jakaś pomyłka. Inaczej rower nie będzie mnie już cieszył...
Opalam brzuch.